Spotkanie dziesiąte

Pierwsze spotkanie DKK w tym roku wypadło tradycyjnie w ostatni czwartek miesiąca. Było to spotkanie zupełnie inne od poprzednich, wyjątkowe, bo zamiast prozą przemówiło słowami poezji.

Przyznam się, że miałam pewne obawy jak przebiegnie to spotkanie, bo jak tu rozmawiać o poezji…” Zadałyśmy sobie pytanie czym jest poezja” Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że najtrafniej określa to w swoich słowach Anka Kamińska “Odnajdujemy w poezji coś z prawdy własnego serca”.

A potem każda czytała wiersze swoich ulubionych poetów. Usłyszałyśmy wiersze Sergiusza Jesienina przedstawione przez klubowiczkę zafascynowaną jego twórczością, piękne utwory Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Konstantego I. Gałczyńskiego, jak również mniej znanych poetów : Sławomira Przybyłowskiego, Grzegorza Słobodnika i Krystyny Sylwestrzak.

Ktoś powiedział, że poezje można tworzyć w obłokach. Ale również dobrym miejscem jest kąt rodzinny i jego zacisze. I tam właśnie powstają wiersze Marii Płatek ” naszej znanej poetki i Lidii Kałuzińskiej. To one na koniec zaprezentowały nam swoje jeszcze nie publikowane utwory, wprowadzając nas w nastrój melancholijnej zadumy.

Wbrew moim obawom spotkanie przebiegło w miłej i serdecznej atmosferze, a rozmowa o poezji okazała się nie tylko możliwa, ale również ciekawa i fascynująca.
Poniżej prezentujemy nie publikowane wiersze Marii Płatek i Lidii Kałuzińskiej.

 

Maria Płatek – Najważniejszy nauczyciel

Życie ” cudowny dar
nieraz “daje nam w kość”

Uczy chodzenia, mówienia,
odczuwania i widzenia.
Uczy nas od zarania,
aż po grób.

Nie umkniesz mu na wagary,
z pokorą przyjmujesz kary.
Kochasz go i szanujesz,
czujesz przed nim respekt,
odrabiasz zadane lekcje,
aż do ostatniego tchnienia.

 

Lidia Kałuzińska – Zapach

Umierała powoli
miłość niespełniona
jeszcze miała nadzieję
na dźwięk telefonu
na bukiecik stokrotek
albo wiotkie groszki.

Jeszcze czasem wieczorem
zrywała się z łóżka
słysząc gong przeciągły
którego nie było
bo nie założony
a ona wciąż czeka.

Jeszcze zapach wdychała
niezmiennie znajomy
na ulicy, w tramwaju
na parkowej ławce
na bluzce, tej zielonej
której on dotykał.

Jeszcze w cuda wierzyła
w odwrócenie czasu
słaba i omdlała
pazurami trzymała
tonącą w sinym morzu
boje zapomnienia.

Aż nagle umarła
o szóstej wieczorem
spotykając kogoś
kto pachniał inaczej
lecz też bardzo pięknie
i obiecująco.

Halina Kudela

Skip to content