Znane i nieznane losy bliskich – spotkanie 12

Znane i nieznane 26.06.2019 Zndrew BasingerCzerwcowe spotkanie z cyklu „Znane i nieznane losy bliskich” poświęcone było 75. rocznicy pacyfikacji Błojca. Dzień 16 czerwca 1944 roku tragicznie zapisał się w pamięci mieszkańców Błojca i okolicznych miejscowości. W dniu tym zginęło 6 partyzantów z baonu Surowiec dowodzonego przez Gerarda Woźnicę ps. Hardy, zginęła też jedna kobieta i dziesięciu mężczyzn, wszystkie zabudowania Niemcy spalili. Ponadto aresztowane zostały kobiety z gospodarstwa, w którym udzielono schronienia partyzantom. Były to: Maria Kozicka, jej córki Władysława, Zofia i Aleksandra oraz sąsiadka Emilia Kozicka. Po przesłuchaniu na gestapo w Zawierciu przewieziono je do więzienia w Lublińcu a następnie do niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbruck.

To tragiczne wydarzenie zachowało się we wspomnieniach mieszkańców Błojca oraz Grabowej w formie pisanej oraz nagrań, które gromadzone są w archiwum Biblioteki. Materiały te stały się głównym źródłem informacji podczas spotkania, autentyczne, pełne tragizmu i grozy. Oto fragment wspomnień Zofii Szar z domu Kozicka, której wspomnienia spisał ks. Jerzy Szar: „Ranek 16 czerwca  1944 roku był pochmurny. Noc poprzedzająca go niespokojna dla mieszkańców Błojca k. Grabowej. Niemcy kręcili się w okolicy przez całą noc. Tymczasem około godziny drugiej po północy do mieszkania Jana Kozickiego weszło dwóch partyzantów, jeden z nich był w polskim mundurze oficerskim. Był to kapitan „Hardy” Gerard Woźnica, dowódca baonu „Surowiec”23 Dywizji Piechoty Armii Krajowej, poprosił gospodarza o możliwość odpoczynku i posiłek. Wkrótce 16 żołnierzy spoczęło w stodole Jana Kozickiego. Rankiem w gospodarstwie rodziny Kozickich wszystko potoczyło się  bardzo szybko. Maria Kozicka zauważyła zbliżających się Niemców, otworzyła zewnętrzne wrota stodoły”. Wkrótce rozległy się strzały rozgorzała walka. Ogień otworzyli Niemcy z dwóch stron, a obiektem strzałów była stodoła, w której byli partyzanci. Tak wspomina  to wydarzenie dowódca  „Hardy”: „Od strzałów zapaliło się siano w stodole, ogień i dym nie pozwalał nam na dalsze utrzymanie się w stodole. Ogień też zmusił Niemców do rozluźnienia pierścienia obławy. Wydałem rozkaz przebijania się, ustaliłem miejsce zbiórki i kolejność opuszczenia stodoły. Przebijać się mieliśmy z jednych i drugich wrót jednocześnie. Niemcy z broni maszynowej krótkimi seriami nie pozwalali nam na wykonanie dłuższych skoków. Potem najbardziej dawał nam się we znaki samolot szkolny, który, patrolując nad polami, każdy najmniejszy ruch kwitował przypikowaniem i paciorkiem pocisków. Około południa większość partyzantów dotarła do lasu. Niemcy do lasu nie weszli ale przystąpili do pacyfikacji osady”. Łuny palących się zabudowań Błojca doskonale widoczne były w pobliskiej Grabowej. Wspominała o tym w swej relacji pani Leokadia, która była tam na miejscu już po pacyfikacji i widziała zgliszcza spalonych zabudowań. Głęboko w pamięci utkwił jej obraz krzyżyka zawieszonego na szyi mieszkańca Błojca, który spłonął na progu swojego domu,  jedynie to  miejsce pominął zbrodniczy ogień.

Skip to content