Relacja z 30 spotkania z cyklu Znane i nieznane losy bliskich

Trzech uczestników trzydziestego spotkania z cyklu znane i nieznane losy bliskich„Stan wojenny – wspomnienia uczestników strajku w Hucie Katowice” był tematem przewodnim grudniowego spotkania z cyklu „Znane i nieznane losy bliskich”, które odbyło się 14 grudnia 2022 r. w Bibliotece w Łazach, dzień po 41 rocznicy wprowadzenia stanu wojennego na terenie Polski. Huta Katowice w przeszłości i obecnie to duży zakład przemysłowy zatrudniający wiele osób z terenu gminy Łazy. O wydarzeniach ważnych i trudnych dla wielu rodzin, których bliscy zdecydowali się na strajk w hucie Katowice w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, mogliśmy usłyszeć od jego uczestników z jednego z wydziałów zakładu. Swoimi wspomnieniami z tamtych wydarzeń podzielili się z nami Pan Jerzy Biały, Jan Malarek i Roman Skrzek. Był to tylko krótki wycinek wspomnień z wydziału transportu kolejowego, ponieważ w strajku uczestniczyli pracownicy wielu innych wydziałów. Jak wspominali grudzień 1981 roku uczestnicy spotkania? Była to mroźna niedziela, na terenie zakładu przebywali pracownicy zmianowi. Zaczęły się organizować pierwsze komitety strajkowe, na wydziałach nie było wówczas wszystkich przewodniczących Solidarności. Pan Jan opowiadał: „Z chwilą, kiedy do zakładu pracy dotarła wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego, zaczęto sporządzać listy, aby w sposób demokratyczny podjąć decyzję czy załoga opowiada się za strajkiem i kto go popiera. Podobnie zapewne organizowały się inne wydziały. Załoga zdecydowała o podjęciu strajku. Zdecydowano również o zabezpieczeniu wydziału transportu kolejowego i przeniesieniu się na stalownię. Wkrótce nastąpił atak służb mundurowych na teren huty, w pierwszej kolejności na budynek głównego mechanika, w którym byli przywódcy strajku, na szczęście nie wszyscy. Natomiast po wydarzeniach na Kopalni Wujek strajkujący na terenie stalowni zaczęli przygotowywać się do obrony. Na poziomie 11 planowana była obrona przed atakiem. Strajkujący przebywali w pomieszczeniach 11 metrów nad ziemią. Helikoptery krążyły nad budynkami, zrzucane były ulotki”. Strajkujący byli zastraszani, ale jak wspominają uczestnicy strajku, pomimo tego wśród załogi panowała jedność i dyscyplina. Z czasem po 16 grudnia zaczął doskwierać brak żywności.
Pan Roman wspomniał  ciekawe wydarzenie z tego okresu: „Ponieważ ogromna rzesza pracowników została na terenie zakładu, po upływie ponad tygodnia zaczęło brakować żywności dla tak wielkiej grupy protestujących, dlatego też za pozwoleniem komitetu strajkowego otrzymaliśmy zgodę na wyjście poza teren huty po żywność. Już wtedy siedzieliśmy wszyscy na Stalowni, ale po drodze pod osłoną nocy najpierw udaliśmy się na nasz wydział kolejowy i zabraliśmy białe peleryny, które służyły jako filtr do lokomotywy, a dla nas aby podczas nocnej wędrówki do domu być jak najmniej widocznymi wśród zaśnieżonych terenów. Po przyjściu do domu udaliśmy się do księdza Kazimierza Mrówki, ówczesnego proboszcza, który obiecał przygotować żywność z darów, którą moglibyśmy zabrać ze sobą. Zwróciliśmy się też do członków rolniczej Solidarności. Każdy też przygotowywał co mógł ze swoich zapasów. Pomyśleliśmy również o pozyskaniu większej ilości chleba.  Wozak mleka ze Skałbani, który dowoził do mleczarni w Niegowonicach bańki z mlekiem, dał nam konia z saniami. Był to krewny Piotra Pragnącego, który również wyszedł razem z nami z terenu huty. Przyjechaliśmy tym zaprzęgiem do Łaz do piekarni GS przy ulicy Różanej. Wówczas kierownikiem tejże piekarni był Stanisław Lisak. Zwróciliśmy się do niego z prośbą, aby dał nam chleba ze zwrotów. On natomiast poparzył na nas i powiedział, żebyśmy przejechali z tyłu piekarni i cały piec świeżutkiego chleba prosto z pieca dał nam na te sanie. Następnego dnia rano cały prowiant, który zebraliśmy od rodzin, załadowaliśmy na sanie. Był to chleb, ziemniaki, groch i inne produkty żywnościowe. Ułożyliśmy je na spodzie, a od góry przyłożyliśmy warstwę siana, zabezpieczając to wszystko tak, aby utrudnić sprawdzenie co jest w środku. Jednego konia użyczył nam Paweł Snopek, drugiego Zygmunt Skałbania i z tym prowiantem załadowanym na saniach udałem się na Kazdębie, gdzie u jednego z gospodarzy zdeponowałem prowiant. Po drodze mijałem na „krzyżówce okradzionowskiej” samochód kontrolny, ale udało mi się bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Po rozładowaniu wszystkich produktów wróciłem do domu, było już ciemno. Jeden z kolegów wrócił na hutę, by poinformować, gdzie jest żywność. Na drugi dzień również udałem się do tego gospodarza, który poinformował mnie, że w nocy przyszła grupa mężczyzn, która przetransportowała przywiezioną żywność na stalownię. To był już 23 grudnia, nad hutą krążył helikopter, po drodze spotkałem mężczyzn, którzy oświadczyli mi, że strajk się skończył. Po uzyskaniu tej informacji ruszyłem w drogę powrotną. W Łośniu, kiedy czekałem na autobus do domu, zostałem wylegitymowany i zabrany na komisariat milicji do Dąbrowy Górniczej – Gołonóg. Pomieszczenie niewielkie bez okien i klamek na młodym człowieku robiło niezbyt miłe wrażenie, jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu zostałem wypuszczony. W domu czekała na mnie żona i półroczny syn”.
Pan Jerzy Biały również wspominał, że po opuszczeniu huty był kontrolowany przez służby i został zobowiązany do zgłoszenia się na komisariat. Po przesłuchaniu również wrócił do rodziny, a potem do pracy.
Po zakończeniu strajku różnie potoczyły się losy strajkujących. Rozpoczął się proces weryfikacji, część pracowników wróciła do pracy, ale w przypadku pana Jana niestety nie było już miejsca w zakładzie. Dziękujemy Panom za udział w spotkaniu i podzieleniu się z nami swoimi wspomnieniami z tego trudnego dla wszystkich okresu, jakim był stan wojenny.

Skip to content