Wspomnienia sióstr Marianny i Genowefy – relacja z 32 spotkania z cyklu Znane i nieznane losy bliskich

Uczestnicy 33 spotkania z cyklu znane i nieznane losy bliskichW środowe popołudnie 22 lutego br. podczas spotkania z cyklu „Znane i nieznane  losy bliskich” jego uczestnicy przenieśli się w niesamowitą podróż wspomnień z okresu międzywojennego i II wojny światowej  Łaz i okolic. Było to możliwe dzięki zbiorom archiwum społecznego Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy w Łazach. Bohaterkami spotkania były nieżyjące już siostry Kamieńczak: Marianna i Genowefa, których relacje zostały zarejestrowane w formacie nagrań video.

Międzywojenną opowieść rozpoczęła Pani Marianna słowami: „Dwa lata miałam, kiedy przyjechaliśmy do Łaz. Mój tatuś dostał pracę na kolei i przydział mieszkania na kolejarskim osiedlu Trójkąt w 1926 roku”. Pani Genowefa dodała: „Tata służył w legionach, a legioniści dostawali państwową pracę i tata dostał pracę właśnie w Łazach”. Pani Marianna dopowiedziała, że było więcej legionistów, którzy dostali pracę w Łazach: „Oprócz taty był to pan Cyganek, pan Janus i pan Musiołek. Uczestniczyli oni w uroczystym wkroczeniu wojska polskiego do Katowic i zaraz ich pozostawili do pracy w kolejnictwie na tym terenie”. O miejscowości, do której trafiła wraz z rodzicami, mówiła następująco: „Łazy z mojego dzieciństwa wspominam ze łzami, były otoczone lasami, przepięknymi łąkami, było wiele kwiatów, chodziłyśmy na kwiatki do tzw „Jodlinki”, do Patoki i na „Wnukowe Ciernie”. W lasach było wiele zwierząt, na wzgórzach były króliki (zapewne zające) bezrobotni chodzili na tereny gdzie było ich więcej i wyłapywali, żeby mieć cokolwiek do zjedzenia (…). Z osiedla Trójkąt mam jeszcze  takie wspomnienie, że siostrę chciał zabrać taki kolejarz na wysokim stanowisku, bo wyjeżdżał do Warszawy. Tatuś nasz był zwykłym pomocnikiem w kuźni, a ten pan na wysokim stanowisku dał tatusiowi przejazd i tata został dróżnikiem przejazdowym. Było to miejsce nadzwyczajne. Tatuś nasz był bardzo zdolny, wszystko potrafił sobie zrobić. Odwiedzał nasz dom ks. Opalski i zapoznał tatę z ogrodnikiem, panem Różewiczem z Częstochowy. Dom dróżnika, w którym mieszkaliśmy potem, był pięknie obsadzony różnymi roślinami, były piękne bzy i kwiaty. Mieszkaliśmy w środku torów, gdzie obecnie są teraz mosty (okolica II posterunku). Był to taki punkt, że u tatusia bywali z całej okolicy różni ludzie, głównie ci, którzy pieszo szli do Zawiercia. Bo kolejarze mieli bilety na przejazdy pociągiem, a inni ludzie nie. Mamusia nie dawała wędrowcom wody do picia, tylko gotowała takie gary kawy zbożowej, była przygotowana ławka pod tym domkiem i nawet jak deszcz padał to się nie zmokło. Mam też bardzo dobre wspomnienie o ks. Opalskim. To był nadzwyczajny człowiek, ileż ja mam miłych wspomnień o księdzu. Jak było bezrobocie i nasz brat Franuś na kolei stracił pracę, mamusia się martwiła, przyszedł  ksiądz Opalski. Zbierał wtedy pieniądze na budowę kościoła. Powiedział, że mama ma się nie martwić i dał bratu taką księgę, tam były plany jak robić ule i brat zaczął je robić i zarabiał sobie, kupowali te ule mieszkańcy Łaz i okolic. Jest  w naszej miejscowości wielu ludzi, których bardzo miło wspominam, jak np. tego pana Szatkowskiego, kolejarza, który przeszedł do pracy w Warszawie. To on piastował wysokie stanowisko w Łazach na kolei i skierował tatę do pracy na przejeździe kolejowym”. Pani Genowefa dodała: „Kiedy Pan Szatkowski dostał propozycję pracy w Warszawie, chciał mnie z żoną swoją zabrać, ale mamusia nie dała, bo oni nie mieli dzieci, nas było sześcioro. Potem mówiłam mamie, że mogła mnie mama dać, to byłabym w Warszawie, zdobyła wykształcenie, ale mama mnie zrugała „Głupoty gadasz, będę dziecko oddawać!”. Pani Genowefa opowiedziała również o swojej pracy we dworze w Rokitnie Szlacheckim: „Pracowałam tam jako opiekunka do dziecka. Dworek w Rokitnie był piękny, miał ganeczek na środku. Polescy bankrutowali i majątek ich wziął w dzierżawę zarządca Gawlita z okolic Lublińca. Tam była biblioteka, kaplica, były egzotyczne krzewy, piękny park i sadzawka. Był też ogród, który dzierżawili  Żydzi i sprzedawali owoce z niego. Gawlitowie to byli bardzo porządni ludzie, mile się ich wspomina, lecz kiedy przyszedł czas okupacji musieli ten majątek opuścić, bo Niemiec go objął”.
Następnie opowieść wiodła Pani Marianna. Opowiadała o Łazach i życiu obyczajowym w następujący sposób: „Dawniej centrum Łaz jakie zapamiętałam, to po jednej stronie były domy i sklepy żydowskie, a jak w 1930 roku „Ludowiec” wybudowali (obecny MOK w Łazach), to był założony w tym budynku sklep, który nazywali „kooperatywa”. Jak wspominam dawne Łazy to była przyjaźń międzyludzka. Łazy to ja bym uważała, że to była inteligencja robotnicza. Nie słyszało się wulgaryzmów, była sortownia wagonów, tam byli kolejarze. Słychać jedynie było jako brzydkie słowo „psia krew” i „cholera”. Natomiast starsze kobiety, jak dziecko coś spsociło, to mówiły „ty grzychu”, a jak psota była większa, to mówiły „ty ciynszki grzychu” i już się wiedziało, że musimy siedzieć cicho i być grzeczne. Uczestnicy spotkania z zapartym tchem słuchali tych i wielu innych opowieści Pani Marianny i Genowefy. Na kolejne wspomnienia z archiwum społecznego Biblioteka w Łazach zaprasza w dniu 29 marca 2023 r. o godzinie 16.00. Podczas marcowego spotkania posłuchamy opowieści Józefa Zapędzkiego.

Skip to content